Jestem złą matką. Inna sprawa, że moje dzieci uważają zupełnie przeciwnie, ale czy nie jest tak, że to my same sobie urządzamy taki guilt-trip? Konwulsje wyrzutów sumienia i poczucia winy. Więc gdyby matki broniące idei pozbawionego skazy macierzyństwa miałyby mnie skazać na dożywotnie pozbawienie praw rodzicielskich miałyby za co. Oto lista:
1. Piję i palę
Piję niemal codziennie. Nie są to może zawrotne ilości i najwyższe możliwe stężenia, ale jednak. Ta lampka wina wieczorem to dla mnie nagroda na koniec dnia. Że nie wybuchłam, kiedy byłam już bliska. Że dałam radę wytłumaczyć spokojnie po raz setny, dlaczego nie wolno bić brata. Że odłożyłam dziesiąty raz na swoje miejsce ręcznik w łazience. Że dotrwałam do godziny 20, stojąc jeszcze na nogach. To są takie małe-wielkie sukcesy, które należy celebrować. To dla mnie też swojego rodzaju czasowe odgraniczenie czasu dla dzieci i czasu dla dorosłych. Nalanie wina do kieliszków to dla mnie i męża sygnał: imprezę czas zacząć! Zazwyczaj to sitting-party bez szwedzkiego stołu, ale za to z tlącą się świeczuszką i spokojną rozmową. Uwielbiam!
Dodatkowym buzzerem atmosfery luzu i wolności są dla mnie papierosy. Paliłam mając naście lat i podczas studiów, potem rzuciłam, jedna ciąża, druga. Nawet nie było, kiedy pomyśleć o dymku. Ale teraz, wróciłam do tego demonicznego nałogu. Niby robię to zdrowiej, bo to jakiś elektroniczny papieros przyszłości. Niemniej jednak to tytoń, który odpręża mnie jak seans z misami tybetańskimi.
2. Nie gotuję codziennie
Kiedy czuję spadek formy, mam więcej obowiązków albo po prostu jest super pogoda i mam okazję spędzić z dziećmi super czas na zewnątrz, nawet nie myślę o wyciąganiu garów. Chyba, że do zagotowania wody na mrożone pierogi z Biedry. Kiedy dzieci były małe też podpierałam się gotowymi daniami w słoiczkach, często traktując je jako urozmaicenie diety. Naprawdę szykowałyście jarzynki z gęsiną? Ja podgrzewałam w mikrofali.
3. Podaję dzieciom niezdrowe przekąski
Na ciężki poranek, zwłaszcza taki opisywany tutaj świetnie sprawdzają się u nas Cheeriosy. Nesquikami też moje dzieci nie gardzą. Wystarczy tylko wsypać do miseczki, podać butlę z mlekiem i voille! Śniadanko podano. Widmo cukrzycy, otyłości i próchnicy nie pozwala mi serwować im codziennie takiego posiłku, aczkolwiek może kiedyś dojdę do pułapu, że nie będę w stanie wysilać się na nic więcej. Ponadto, uprzejmie donoszę, że moje dzieci codziennie mogą wybrać sobie jakąś słodycz z zestawu proponowanych- cukierka, kawałek czekolady, ciastko- ich wybór. Świat się wali!
3. Kupuję im używane ubrania
Nie kupuję odzieży od młodych, polskich projektantów. Nie kupuję ciuszków dziecięcych w Smyku i Cocodrillo. Na palcach jednej ręki potrafiłabym zliczyć okazję, kiedy poszłam do sklepu odzieżowego dla dzieci i coś kupiłam. Pomijając majtki i skarpetki, które nabywam drogą kupna-sprzedaży w dużych marketach, w resztę zaopatruję się w lumpeksach i na tablicy. Zauważyłam, że najlepsze second-handy to te, w mniejszych miastach. Tam wielu ludzi, którzy mają gust i pieniądze zazwyczaj ich nie odwiedzają (bo wstyd, co ludzie powiedzą) co daje w efekcie kopalnię ekstra ciuchów za śmieszne pieniądze. Dlatego zawsze wyjeżdżam z miasteczka moich rodziców z paką nowych nabytków. Zakupy na tablicy absolutnie uwielbiam. Nigdy się nie nacięłam, mimo, że system opiera się przede wszystkim na zaufaniu, a nie na jakiś systemach bezpieczeństwa. Zazwyczaj kupuję tam nowe buty i używane ubrania.
Największym atutem mojego systemu jest nie tylko oszczędność pieniędzy, ale i przede wszystkim spokój matki i swobodna zabawa dziecka. Ono nie musi się pytać o zgodę czy może się wspiąć na drzewo w tych pięknych, nowych spodenkach, a Ty jesteś spokojna, że nawet jeśli spodenki się zniszczą, macie następne, za 2 zł. To niewielki koszt odkrycia umiejętności samodzielnej wspinaczki na drzewo i podziwiania perspektywy świata z 2 metrów wysokości. Aczkolwiek rozumiem, że są tacy dla których koszt 120zł za spodnie jest wyższy. Tylko po co dziecku hamować kreatywność i spontaniczność w zabawie przez naszą arytmetykę?
5. Nie lubię dziecięcych zabaw
Chyba nie znam kogoś, kto by je lubił, ale niektórzy, zwłaszcza niektóre są bardzo przekonujące w uświadamianiu całemu światu, że budowa entej wieży z klocków danego dnia jest fascynującym odkryciem poznawczym godnym fanfar i oklasków. W świecie matki często gości nuda, dlatego ja staram się ją przełamywać na wszystkie możliwe sposoby. Choćby oznaczało to spacer w deszczu i szukanie gąsienic, naukę nurkowania na pobliskim basenie albo obserwowanie krów na pastwisku we wsi obok. Generalnie dziecięce zabawy są dla dzieci, a te naprawdę fajne są i dla dzieci i dla dorosłych. Obserwując moich chłopaków najbardziej uwielbiają te drugie. Bo czy jest coś fajniejszego, niż zaangażowany w to co się dzieje rodzic, który okazuje szczere emocje?
6. Krzyczę na dzieci
Chciałabym, żeby było inaczej, ale niestety zdarza mi się krzyczeć na moje dzieci. Głównie z bezsilności. Kiedy już nie jestem w stanie utrzymać na wodze emocji. Głównie złości, desperacji, bezsilności, a czasami po prostu w wyniku fizycznego zmęczenia. Nie obrzucam ich wyzwiskami ani inwektywami. Nie znam jakichś wymyślnych, a poza tym to zupełnie niepotrzebne. Są na tyle wrażliwi, że sam mój podniesiony głos działa na nich jak największa kara. Kiedy pojawiają się łzy na tych małych policzkach, czuję się beznadziejnie, chciałabym cofnąć czas i obiecuję sobie zawsze, że następnym razem zrobię to, co zalecają wszyscy eksperci. Spokojnie wytłumaczę, że nie mogę teraz z nim rozmawiać, zamknę się w łazience, zrobię 10 wdechów i wydechów i wrócę z przesłaniem zen. Ale jakoś raz po raz wracam do punktu wyjścia. Jakieś rady?
7. Nie mam wyrzutów sumienia, kiedy zostawiam dzieci pod opieką innych osób
Oczywiście muszą to być osoby im znane i przez nich lubiane, takie jak dziadkowie czy panie w przedszkolu. Nikomu innemu dzieci nie podrzucam. Jeszcze ? Nauczyłam się, że im się nie dzieje żadna krzywda, wręcz mają możliwość poprzebywać w troszkę innym środowisku, może nie tak cieplarnianym jak w domu, ale kto powiedział, że gorszym? Wierzę, że zadzierzganie więzi z babcią, dziadkiem czy kolegami i koleżankami z przedszkola jest niesamowicie ważne dla ich rozwoju. W końcu nie są i nie będą na tym świecie sami. Albo sami z mamą. Przez całe życie. Kiedy oni otwierają się na innych, ja mam czas, żeby podładować akumulatory. Pójść na imprezę ze znajomymi jak na przykład wczoraj, kiedy trzeba porządnie się wyspać, innym razem oddać się swojej pasji albo po prostu zadbać o siebie i skoczyć do fryzjera. Matka z nutką zdrowego egoizmu to szczęśliwa matka.
8. Kupuję im plastikowe zabawki
Baaardzo podobają mi się drewniane zabawki. Są przesłodkie i takie skandynawskie. Właściwie jak postawisz je w domu, do końca nie wiadomo czy to tylko dizajnerska ozdoba czy modny element małej architektury nowoczesnej. No i to bycie eko. Wszystko pięknie ładnie, tylko moje dzieci ich nie lubią. Gustują zwłaszcza w rażącym oczy niebieskim plastiku MADE IN CHINA i mechanizmach napędowych robiących głośne WRRRRRRUUUMM. Wiem, wiem, przegapiłam okienko rozwojowe moich dzieci, nie uwrażliwiając ich między 28 a 32 tygodniem życia na sztukę współczesną i skandynawską estetykę. Okienko się zamkło. Dramat.
9. Daję im tablet
No to już teraz przegięłam. Tak, tak, podaję dzieciom tablet częściej niż pomidorową. Dlaczego pisałam tutaj i jak tutaj, więc nie będę się za bardzo powtarzać. Po prostu samo dobre z tego ekranu płynie. Zwłaszcza kiedy przedwczesne wprawienie w ruch instytucji zwanej matką wiązałoby się z koniecznością poniesienia przez postronnych ran I stopnia.
10. Sami obcinamy im włosy
Wiem, że za parę lat to będzie dla nich obciach. Dosłownie. Żeby tata strzygł ich maszynką. Nie zawsze idealnie. Nie zawsze najbardziej oryginalnie. Właściwie to nasz styl można byłoby określić: tak żeby było dobrze. I jest. Dziwnym trafem moje dzieci nie mają traumy z pobytu u fryzjera. Po prostu nigdy u żadnego nie były. Ani u fryzjera, ani w barber shopie. I żyją. WOW!
Więcej grzechów nie pamiętam. Za niektóre żałuję, za większość nie. Nie proszę o pokutę i rozgrzeszenie.
Uwielbiam czytać… ? takie to wszystko bliskie aż mi lżej ?
Wow! Dzięki Kasiu! To umówmy się tak, że ja będę pisać, a Ty będziesz czytać 🙂
super!!
Dziekuję!
Jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma prawo do chwili słabości – nasi rodzice też pewnie nie byli idealnii.
Dziękuję za tę wypowiedź, wiele dla mnie znaczy… ❤️