Mowa o „komedii jak być matką w 2018r.” jak zapowiadają hasła reklamowe, czyli o „Tully”.
źródło: www.movienewsletters.net
Autorzy hasła promującego film mocno przesadzili. Filmowi zdecydowanie bliżej do melodaramatu, lub po prostu dramatu i to dosyć hardcorowego, bo w odróżnieniu od zmyślonych historii, reżyser ukazuje coś, co doskonale znamy ze swojego życia. To film o każdej matce. Niezależnie, czy masz jedno, dwoje czy troje dzieci (tak jak główna bohaterka, zagrana genialnie przez Charlize Theron), oglądając ten film będziesz miała wielokrotnie wrażenie, że ktoś podglądał Twoje macierzyńskie frustracje przez ukrytą kamerę, poskładał w całość i nakręcił o nich film.
Nie polecam go: kobietom spodziewającym się dziecka lub rozważającym potencjalne scenariusze rozrostu stadka
To film wysoce niebezpieczny. Po tym filmie- zaręczam Was- rzucicie wszystko, pozostawicie rodzinę i zaczniecie biec jak Forrest Gump. Byle dalej od dzieci i domu.
A jeśli tego nie zrobicie, to na pewno zadbacie o solidną antykoncepcję.
I to nie jest tak, że obrazy przedstawione w filmie nie są prawdziwe. Wręcz przeciwnie. W filmie tym, można zobaczyć siebie w swoich mniejszych i większych, ale uporczywie powtarzających się momentach upadku. Kiedy nie masz siły, żeby wstać do płaczącego dziecka. Żeby tłumaczyć setny raz. Żeby być cierpliwą i łagodną mamą, jaką sobie wyobrażałaś, że będziesz. Kiedy jesteś utyrana do granic możliwości.
Świetnie ukazane są największe problemy matek- obojętność męża i jego skupienie się na pracy i odpoczynku po pracy, zainteresowanie otoczenia, które sprowadza się do ustawicznych mądrych rad i krótkich odwiedzin z zachwytami nad dzieckiem w roli głównej, w trakcie, których matka jest dla innych niewidoczna. a przede wszystkim wgniatające w ziemię zmęczenie fizyczne i psychiczne i okrutna samotność matki. Odcięcie od świata ludzi dorosłych, przyjemności, seksualności, rozwoju. To walka o przetrwanie każdego dnia. Gigantyczny wysiłek, który nie jest nagradzany, tylko jest oczekiwany jako status quo, które należy utrzymać.
Dla wyżej wymienionych grup widzów, będzie to więc kino z gatunku realizmu mosohistycznego.
Są dwie grupy osób, które powinny obejrzeć ten film
Pierwsza to kobiety, które zakończyły etap powiększania rodziny, nie planują kolejnego dziecka, itp., itd. Wówczas obejrzenie tego filmu sprawi, że poczują, że są superbohaterkami. Kobietami, którym dano drugą szansę na życie. Na życie po dziecku. Na życie z dzieckiem. Film skłania też do pokrzepiającej refleksji o tym, że inne kobiety „też tak mają”. Tak już jesteśmy skonstruowani- to zawsze psychologicznie pomaga, kiedy wiemy, że to, co nas spotyka, dotyka też innych, że nie jesteśmy z tym problemem sami. Bycie razem w niedoli pociesza. Nawet jeśli w dzisiejszych czasach dane jest nam mieć taki wniosek po obejrzeniu filmu, bo istniejące relacje społeczne nie są w stanie zagwarantować nam wsparcia.
Polecam go również mężczyznom. Szczególnie mocno rekomenduję ten film panom, którzy są głównymi żywicielami rodziny i którzy zapomnieli o tym, że są również partnerami i ojcami. Wiem, że trudno będzie zaciągnąć faceta do kina, ale gra jest warta świeczki!
Klimat tego filmu świetnie oddają moje teksty przedstawiające siarczystość macierzyństwa m.in.
zgadzam się