Mój mąż zawsze zachodzi w głowę jak to możliwe, że my-kobiety-matki tak ogarniamy wszystko naraz. Kiedy on zostaje z dziećmi na godzinę, dom przypomina krajobraz jakby ktoś blendując krem z buraka zapomniał zamknąć pokrywki. Uwierzcie mi- nie byłam w Wietnamie, ale wiem co to Sajgon. Najlepiej tłumaczy się takie rzeczy na przykładzie z życia. Oto jeden z nich.
Popołudnie w domu, marna pogoda, więc urządzamy sobie z mężem challenge: kto zrobi lepszy eksperyment chemiczny używając tego, co można znaleźć w domu. Widownia w postaci naszych dwóch synów głosuje.
Challenge accepted
Ja stawiam na proszek do pieczenia, wodę utlenioną i ocet. Robię dzieciom wulkan w szklance, którego wyciekająca lawa udowadnia skuteczność ekologicznych czyt. babcinych sposobów na usuwanie kamienia. Z podziwem dla własnej zaradności i wszechstronnej wiedzy (zwróćcie uwagę, że nie samą chemią Socjomatka stoi, ale i chemią gospodarstwa domowego- Biedronkowa Skłodowska-Currie) przecieram zapobiegawczo całą podłogę (wszak nie wiadomo, kiedy znowu trafi się taka okazja, żeby sprzątać przy akompaniamencie oklasków uradowanych spektakularnością maminych sztuczek dziatwy).
Kolej na tatę
Wyciąga z pudła dla PCK 10 pampersów.
Ożesz. Będzie grubo.
Przez chwilę analitycznie się im przypatruje. Następnie rozdziera po kolei i wysypuje zawartość do miski. Podczas gdy ja analizuję, czy któraś z tych pieluszek nie była przypadkiem w użyciu w okresie odpieluchowywania chłopców, ojciec już dolewa wody do miski. Miesza, miesza i czary mary! Jest sztuczny śnieg!
Dzieci podjarane na maxa
Rzucają się na śnieg. Najpierw delikatnie dotykają, ale już po chwili tarmoszą go, przeciskając przez palce. Nie mija 10 sekund od bezdyskusyjnego zwycięstwa mojej drugiej połowy, gdy dzieci rozpoczynają obsypywanie się śniegiem. Ba, robi się prawdziwa bitwa na śnieżki. Ojciec zajęty delektowaniem się smakiem wygranej, jest ponad tym, co tu i teraz. Jego takie przyziemności jak “ten pieprzony granulat będziemy musieli usuwać carcherem spomiędzy zębów naszych dzieci przez najbliższy miesiąc” się nie trzymają. Odchodzi w chwale, opuszczając (znany tylko moim dzieciom) naśnieżany stok w podkrakowskiej miejscowości hasłem:
“nie wspominałem Ci, że mam o 18 dentystę?”.
Angielskie wyjścia zawsze były jego mocną stroną, ale przecież nie tym mieliśmy się dziś popisywać.
Epilog
Ja- rozłożona w pozycji na czworaka niczym żuk gnojowy turlający klejnoty pampersowe na łazienkowej posadzce.
Papiery rozwodowe złożone.
Przyczyna rozpadu pożycia małżeńskiego- sztuczny śnieg.