przyjażń

Przyjaciółki- drużyna wsparcia matki

Przyjaciółki. Najlepiej również matki, najlepiej z dziećmi w podobnym co Ty wieku, aczkolwiek znam wyjątki. Kiedy trzeba, to Twoje lekarstwo  w światłowodzie, zdalny plasterek na ranę. Wystarczy kilka minut rozmowy przez telefon i już czujesz się lepiej. Nie wspominając o pogaduchach przy winie w jej towarzystwie. To już co najmniej jak seans terapeutyczny w luksusowym SPA.

Mam szczęście mieć je aż w 4 egzemplarzach.

Best friend no. 1.- N.

Pierwsza z nich to dziewczyna, którą poznałam w pierwszej pracy, w redakcji mając 24 lata. Byłyśmy młodymi dziennikarkami, ona lada dzień wychodziła za mąż, ja zaczynałam dopiero związek z W. Zawsze bardzo ją lubiłam, ale dopiero kiedy nasze biografie znalazły się na tej samej kolejce górskiej pt. Macierzyństwo, okazało się, jak bardzo nam do siebie po drodze. Uwielbiam ją za to, że jest kobietą, która niczego się nie boi. Zawsze bierze życie za rogi. W wydawałoby się beznadziejnej sytuacji jest wulkanem kreatywnych rozwiązań. Nigdy nie jojczy. I niemal zawsze się uśmiecha.

Pamiętam, jak organizowałyśmy razem urodziny naszych dzieci, przeddzień okazało się, że w miejscu, które zarezerwowałam nie będziemy mogły zrobić imprezy. Czułam, że to moja wina. Że może powinnam była poprosić o potwierdzenie rezerwacji dwa tygodnie wcześniej, że może trzeba było wpłacić zaliczkę, aby zaklepać to miejsce (chociaż właściciel jej nie wymagał). Dzwonię do niej z głosem zbitego psa i mówię jak się sprawy mają. Co ona na to? „Trudno. Zdarza się. Dobrze, że wiemy o tym dziś, a nie jutro. Ok. zastanówmy się, jakie mamy opcje. Pamiętam takie fajne miejsce…” Która z Waszych przyjaciółek jest tak wyrozumiała?

Albo inna sytuacja. Wyobraźcie sobie, że Wasz mąż traci prawo jazdy za przekroczenie prędkości. Nie tylko nie ma, jak dojeżdżać do pracy, ale i okazuje się, że jeśli chcecie dotrzeć na Wasze wakacje w Chorwacji za dwa tygodnie musisz prowadzić Ty. 2400 km w obie strony. Nigdy jeszcze tyle nie przejechałaś. Boisz się, czy dasz radę. No i nie ma mowy o lampce wina do obiadu przez 3 dni z 8 na które jedziecie, bo mniej więcej tyle spędzicie w drodze. Jak reagujesz? Ona po prostu powiedziała, że to zrobi. No bo kto inny jak nie ona. „Dam sobie radę. Będziemy robić częste postoje. Jechałam już ze dwa razy nad morze, więc nie będzie tak źle.”

I ona tak zawsze. Zawsze dla niej szklanka jest do połowy pełna. Nie ma problemów, których nie dałoby się pokonać. Jest z niej taki energetyczny powerbank. Chwila z nią i od razu świat wydaje się być przyjaźniejszym miejscem.

Best friend no. 2.- M.

To z kolei dziewczyna, którą poznałam na osiedlowym placyku zabaw, podczas gdy zwierzała się sąsiadce, że jest w drugiej ciąży (jej córeczka miała wtedy ok. roku, dokładnie tyle ile mój T.). Generalnie nie należę do osób, które się wtryniają ze swoimi pięcioma groszami, ale to była wyjątkowa sytuacja. Ja wówczas bardzo chciałam mieć drugie dziecko. Uważałam, że mała różnica wieku między dziećmi to idealne rozwiązanie zarówno dla nich samych jak i dla mnie. Co miesiąc robiłam sobie test ciążowy z nadzieją, że zobaczę na nim dwie kreski, a tu nic. I nagle kobieta, która 2 metry ode mnie płacze nad piaskownicą, że będzie mieć dziecko. Czułam, że nie mogę jej tak zostawić. Tym bardziej, że jej słuchaczka –„O F***, no to będziesz mieć kolorowo”– sąsiadka raczej nie udzielała jej zbyt dużego wsparcia.

Po naszej rozmowie M. otarła łzy i nawet zaczęła się uśmiechać. Miałam wrażenie, że rzuciłam trochę światła do tej otchłani rozpaczy. Zaczęłyśmy się spotykać z dziećmi i gadać, gadać, gadać. Nie tylko o zupie i kupie. A miesiąc później ja również dołączyłam do jej klubu ciężarnych. Nieraz, kiedy wspominamy początki naszej znajomości, M. nie może się nadziwić, że to co jej mówiłam wtedy przy piaskownicy to nie były tylko czcze słowa, podnosząca na duchu gadka-szmatka, tylko naprawdę ta wtrącająca się w nieswoją rozmowę babka starała się o dziecko i naprawdę o nim marzyła. Ten autentyzm spoił na dobre naszą relację. Tym łatwiej było o spoiwo, że jechałyśmy dokładnie na tym samym wózku- w podobnym czasie narodziny drugich dzieci, podobne problemy, podobne przypływy niemocy i mocy.

Dla mnie M. jest taką psiapsiułą. Możesz przyjechać do niej w dresie, z tłustymi włosami, a ona da Ci pomidorówkę. Wszystko możesz jej powiedzieć, mając całkowitą pewność, że nie wyjdzie to poza Was. Zawsze Cię wesprze, wysłucha i odwrotnie- Ty też czujesz się jej potrzebna, kiedy ma gorszy dzień. Jesteśmy dla siebie niezbędne. Trochę jak na kozetce u psychiatry, wyciągamy nasze różne zmartwienia i radości i zastanawiamy się jak robić, żeby pierwszych było mniej w stosunku do drugich. Jak naprawić relacje w związku, jak przemycać dzieciom warzywa, jak połączyć pracę i życie rodzinne, jak znaleźć czas dla siebie, itd. Itd.

Best Friend no. 3.- O.

To moja starsza o rok siostra. Początki naszej relacji wcale nie były tak różowe jak można to sobie wyobrażać. Niech przykładem na to będzie fakt, że w wieku trzech lat tak się biłyśmy, że siostra skończyła ze złamanym obojczykiem (notabene to jak dotąd jej jedyna złamana kość, co doskonale dowodzi jakim jestem fighterem). Pamiętam wieczne dąsy O., że musi mnie wszędzie ze sobą zabierać- na podwórko, na imprezę urodzinową Eli z 2b. Generalnie byłam dla niej małym smrodem kręcącym się za nią, którego ciężko było się pozbyć. Tym ciężej, że do perfekcji opanowałam granie biednego jagniątka z oczami kota od Shreka, dzięki czemu miałam rodziców w garści. Tak więc można śmiało powiedzieć, że siostra najchętniej spuściłaby mnie w klozecie, gdyby tylko obwód mojego ciała był analogiczny do obwodu rury.

Ale. Sytuacja radyklanie się zmieniła, kiedy zaczęłyśmy dorastać i nagle okazało się, że jesteśmy całkiem atrakcyjną partią dla różnej maści absztyfikantów starających się o nasze względy. Ze względu na fakt, że w czasach mojej wczesnej młodości, przedstawiciele rasy męskiej polowali niczym wilki- stadnie, wówczas dwie laski pod jednym adresem były zawsze lepsze niż jedna. Z dwoma dziewczynami i czterema chłopakami można było wykręcić już niezłą imprezę. I tak jakoś to poszło. Wspólne towarzystwo. Pierwsze wielkie zakazane inicjacje- alkohol, papierosy, seks. Pierwszy wyjazd bez rodziców na Mazury. Ciary mnie przechodzą na samo wspomnienie. I to wszystko (oprócz seksu ma się rozumieć) razem. Razem z siostrą. Skład ekipy się zmieniał- wielkie miłości przychodziły i odchodziły, wielkie rozczarowania i fascynacje też, a ona pozostawała bez zmian. Zawsze w bazie, gotowa na przyjęcie piłki. To było super!

Obecność tej osoby w niemal wszystkich najważniejszych wspomnieniach z mojej młodości zagwarantowało jej niebywale głębokie miejsce w moim sercu. Niestety kiedy wyszłyśmy za mąż, urodziłyśmy dzieci, ta więź musiała w naturalny sposób się rozluźnić. Teraz często nie ma fizycznej (siostra mieszka 300 km od Krakowa) i emocjonalnej (budowanie własnej rodziny jest mega absorbujące) możliwości robienia tylu rzeczy razem. Ale i tak chyba na zawsze pozostanie jedyną taką osobą w moim życiu. Kiedy coś się dzieje, złego czy dobrego, jest przy mnie. Jeśli nie może fizycznie, to wiem, że mentalnie. Chyba zawsze będzie dla mnie rodzajem przewodnika. Nie zawsze jest bezbłędny. Czasami idzie na pamięć, nie aktualizując sobie nowych uniesień i zamkniętych dróg, a czasami świadomie wydłuża trasę, kiedy obcierają mnie tenisówki, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że zawsze będzie to dla mnie istotny kompas życiowy. Zaprogramowany we mnie przez rodziców i otoczenie moduł wpatrywania się w siostrę chyba nigdy nie zostanie zhackowany. Jest po prostu nie do podrobienia. Chociaż jako user experience widzę w nim niedociągnięcia, to z jakim innym współpracuję od ponad 30 lat?

Best Friend no. 4.- A.

Mama. Nie dlatego, że mnie urodziła, ale dlatego, że jest. Naprawdę mocno czuję jej obecność, nawet kiedy jest daleko ode mnie. To ona nauczyła mnie jak być matką. Ciepłą, wspierającą, potrafiącą zbudować wspaniałą rodzinę, w której każdy będzie mieć swoją przestrzeń. Nie byłabym sobą, gdyby nie moja mama. Mój nauczyciel życia.

Nigdy nie ma dla niej złej pory na rozmowę. Zawsze całym sercem jest ze mną. Wiem, że jestem jedną z głównych osi napędowych jej życia. To poczucie, że jestem dla kogoś tak ważna i że ten, ktoś zrobiłby dla mnie wszystko jest absolutnie bezcenne. Niezależnie czy unoszę się 10 cm od ziemi ze szczęścia, czy wypłakuję się z niemocy, ona jest. Rzadko, która przyjaciółka potrafi znieść takie amplitudy w twoim wydaniu i dalej Cię kochać. Moja mama potrafi.

Dodaj komentarz