O genezie i przebiegu moich relacji z teściową możecie poczytać w poprzednich dwóch tekstach:
Jak popsułam sobie relację z fajną teściową? Część 1 i
Jak popsułam sobie relacje z fajną teściową? Część 2.
Na początkowym etapie naszego konfliktu zamierzałam zrobić z W. pośrednika. Niestety z idei posłańca wyszły nici, bo W. po którejś próbie abdykował. Stwierdził, że to nasze sprawy i powinnyśmy to załatwić.
Jak zwykle mój-wyrocznia-delficka-mąż miał rację. W końcu zrozumiałam, że jedynie szczera rozmowa pomiędzy nami dwiema może cokolwiek zdziałać w tej sprawie. Przystąpiłam do przygotowań niesamowicie metodycznie. Rozpisałam sobie na kartce wszystkie kwestie do poruszenia, proponowane rozwiązania. Próbowałam nawet przewidywać jej reakcje na moje słowa i kontrować solidnymi argumentami. Odegrałam kilka razy w myślach cały przebieg naszego spotkania- od momentu umówienia się, po rozpoczęcie przemowy, pytaniach, atmosferze w trakcie do wniosków końcowych. Kiedy brzmiało to dla mnie wystarczająco dobrze, merytorycznie, stanowczo a zarazem łagodnie, pomyślałam: „To jest ten moment. Dzwooo…”.
Dzwooni telefon. Moi rodzice urządzali obchody 34. Rocznicy ślubu oraz 20-lecie wybudowania domu i zaprosili nas na imprezę. Nie było mowy, że nie pojedziemy. Szast prast i już dzień później byliśmy 300 km od Krakowa i piliśmy z nimi szampana. Wtedy siostra przypomniała mi jak teściowa wysłała mi maila, kiedy z 5-tygodniowym T. przyjechałam w rodzinne strony na jakiś czas, żeby naładować akumulatory. Żebym wypoczywała, starała się jak najwięcej spać i zdrowo odżywiać, że dziecko jest ważne, ale ja najważniejsza. To było mega fajne. Poczułam, że jestem dla niej wyjątkową osobą, o której myśli i o którą się troszczy. I jeszcze jeden mail, który rozłożył mnie na łopatki. W dzień pierwszych urodzin T. Wszyscy składali mu życzenia, dawali prezenty, nie zabrakło „100 lat” dla jubilata. To był jego dzień. A wtedy BANG! Przychodzi mail od teściowej. Godzina punkt 11.
„Około 11.00 rok temu zobaczyłam Was razem, Ciebie i T., w szpitalu. Piękny widok. Może tego nie umiałam wyrazić, ale naprawdę byłam z Ciebie dumna. Alicja dziękujemy Wam za Wasz wysiłek w opiece i wychowywaniu Waszego syna a naszego wnuka. Uściskajcie go od nas mocno w Dniu Jego urodzin. Bawcie się dzisiaj dobrze i bezstresowo.”
Pamiętam jak łza wymknęła mi się spod powieki i spadła na górną wargę, a zaraz potem na zwilżonych tą kroplą ustach pojawił się miękki uśmiech. To właśnie moja teściowa była jedyną osobą na ziemi, która tego wyjątkowego dnia, którym niewątpliwie były pierwsze urodziny mojego pierwszego syna, zobaczyła mnie. Mój wysiłek. Mój wysiłek rok temu i mój wysiłek każdego dnia. I doceniła to, co robię. To było niesamowite uczucie.
Kiedy tak przypomniałam sobie -dzięki mojej siostrze- te dwie wymowne sytuacje, z łatwością znalazłam w podręcznej pamięci wiele innych pozytywnych momentów. Jak przyjeżdżała do mnie autobusem 45 minut w jedną stronę, żeby zająć się T., po to żebym mogła przymknąć oko na 20 minut. Jak dopingowała mnie na każdym etapie studiów doktoranckich. Jak prasowała stertę ubrań, kiedy dzieci nie chciały mi dać spokoju, a ona chciała się na coś przydać, zamiast pić kawę. Uświadomiłam sobie jak długa jest ta lista. Kiedy to do mnie dotarło, stwierdziłam, że problem sam się rozwiązał. W mojej głowie.
Jesteśmy inne to prawda. Być może jesteśmy nawet z różnych planet. Ale uświadomiłam sobie jedną bardzo ważną rzecz- bardzo zależy jej na moim szczęściu. Pojmuje je w prawdzie trochę inaczej niż ja. Ale czy to ma znaczenie?