dlaczego kocham mojego męża

Dlaczego uwielbiam mojego męża?

To będzie hymn pochwalny dla najlepszego kompana mojego życia. Nie. To będzie oda do miłości. Nie. To będzie elegia o drogim memu sercu mężczyźnie, który jest z Marsa. Nie wiem już sama co to będzie, bo już jest! Uwaga! Tekst sponsorowany przez tytułowego bohatera.

Człowiek akcji

To facet, który się nie lęka. Jadowitego pająka wielkości chomika, lawiny w górach, sezonu deszczowego w Tajlandii. Nic go nie zatrzyma. Gdybyśmy zgubili się w dżungli, podczas gdy ja umarłabym sto razy, napędzana paranojami, on jak lew ryczałby z zachwytu, czując przeszywający ciało dreszcz emocji i adrenalinę rozpierającą mu żyły, że jest w centrum akcji questu survivalowego.

Mistrz Zen i McGiver w jednym

Kiedy dzieje się coś nietypowego, gdzie żaden z nas nie ma w głowie gotowych do użycia skryptów postępowania, ja przypominam poparzoną papugę, która lata jak szalona, drze się i trzepocze swoimi piórami, on- oaza spokoju, mistrz Zen i high pro expert level advanced.

Tak właśnie było, kiedy nasz starszy syn zemdlał niespodziewanie podczas zabawy. Z relacji mojego męża podobno zachowywałam się tak, jakbym w wyniku nerwowego tiku potrząsała po stokroć pudelkiem tic-taców, chcąc wydostać jednego i nie wiedziała, że na szczycie jest otworek. Wykonałam wszystkie możliwe figury akrobatyczne – matka z dzieckiem w górze, matka z dzieckiem na dole, wymachy kończyn dziecka na wschód i na zachód, potrójny toeloop i podwójny rittberger. Co się robi, kiedy ktoś traci przytomność? Trzeba było uważać na P.O. w liceum a nie Spice Girls słuchać.
Po kilku sekundach obserwacji mojej szamotaniny z bezwładną zabawką, wkracza on.  Niczym MacGiver, ratownik medyczny i Dr. House w jednym. Jest spokojny, opanowany, działa metodycznie i niesamowicie sprawnie. Co najmniej jakby ocucił w swoim życiu już setki, ba tysiące ludzi. Zero podenerwowania. I kiedy ja wypluwam z siebie chaotyczne polecenia: Weź go! Zostaw go! Dzwoń po karetkę! Rób sztuczne oddychanie! itd. itp., ten spokojnie układa dziecko na ziemi, sprawdza oddech, puls i mówi ze 100% przekonaniem: wszystko w porządku.  Stracił tylko przytomność. I za chwilę dziecko otwiera oczy. Bóg mi świadkiem zakochałam się w tym momencie w nim na nowo. Już teraz rozumiem fantazje erotyczne kobiet o ratownikach.

Odludek- ufoludek

Gdybyśmy umierali z głodu, on prędzej zacząłby eksperymentalna uprawę roślin bulwiastych żywiąc nadzieję graniczącą z pewnością, że jego inżynieryjna wiedza pozwoli im wzrosnąć i nas wyżywić, niż poprosiłby kogoś o pomoc. I żeby była jasność. Tu nie chodzi o dumę. Tu chodzi o niechęć nawiązywania interakcji z ludźmi. Chyba, że trzeba byłoby ich pozabijać. O tak, na wojnie byłby w pierwszym szeregu. Nie, że przemoc, agresja i mam dzikie zwierzę w domu, ale jest akcja (patrz punkt 1), a do tego taka, która nie wymaga podejmowania dialogu z innymi. A że można przy okazji kogoś kropnąć? Wspominałam, że lubi strzelać?

Dorian Gray

Nie, to nie ten Gray, co wiązał i chłostał, ale ten, co był bohaterem książki O. Wilde’a i się nie starzał. Jestem pewna, że mój mąż ma gdzieś skitrany obraz, na którym jego twarz przypomina wysuszoną śliwkę węgierkę, a jego sarmacki brzuch wylewa się zuchwale zza pasa. To jest przecież inaczej niewytłumaczalne, żeby facet ważył tyle samo od 20 lat i nie miał żadnych szpecących objawów starzenia. Gładkie lico, perlisty uśmiech, muskuł na łapce, brak mięśnia piwnego, czupryna, której nie powstydziłby się najlepszy barber, ciało, które jest w stanie pobić życiówkę na 10 km w stylu dowolnym… Można by długo wymieniać. Normalnie gdybym była jego coachem zawodowym, sugerowałabym pójście w kierunku fotomodelingu (w modelingu mógłby mieć bardziej pod górkę, bo czołgistów nie przyjmują). Ale jestem żoną, więc skrzętnie zamykam go pod kluczem, sankcjonuję wyjścia i robię mu systematyczne pranie mózgu, że mój dres i tłuste włosy są sexy.

Drobny detalista i członek partii zielonych

To ja jestem kobietą, ale to on jest osobą, która bezbłędnie dobierze materiał na zasłony, aby pasował do kanapy, rozróżni burgundowy od bordowego czy zadba o wszystko co żyje w ogrodzie- nawadnia, pielęgnuje, przycina zielone wiechcie z taką pasją, z jaką ja potrafię tylko leżeć i pachnieć.  Ja w kwestiach sztuki lubię eksponować swój nihilizm- łączę czerwoną kurtkę z różową czapką, jestem przekonana o wyższości dresów nad jeansami, a ponadto regularnie zasuszam kaktusy i inne sukulenty. Za to ze 100% zaangażowaniem dbam o życie w domu to jest życie dzieci, męża, ogółem nasze życie rodzinne, towarzyskie oraz życie pod kanapą, to jest kolonie roztoczy i kurzu.

Podczas, gdy mnie przerasta poznawczo konieczność wybrania 1 rzeczy spośród 3 alternatyw, niezmiernie mnie to frustruje, jest przyczyną dyskomfortu i liczby nieprzespanych nocy proporcjonalnej do wagi decyzji, mój mąż dokonuje analizy 84798058 opcji, docierając do bezkresu internetów i dokumentując wnioski swoich badań zgrzebnym Excelem, perfekcyjnym zestawieniem top 20 z podanymi kategoriami, przypisanymi do nich wagami, ocenami szczątkowymi i końcowymi. Recenzje i opinie innych? To dla lamerów. Kiedy zaangażuję męża do prac badawczych, jestem w 120% pewna; ze CIA, MI6, Pentagon i rząd chiński nie powstydziliby się skrupulatności data miningu i celności wniosków.

Definitywnie jest z Marsa

Gdybyśmy w spowolnionym tempie mogli usłyszeć nasze myśli na 3 sekundy przed czołowym zderzeniem, ja zastanawiałabym się kto, jeśli nie my odbierze dzieci z przedszkola, ewentualnie oceniając szansę pożegnania się przez telefon z liczną rodziną, natomiast on zapewne obliczałby matematyczne prawdopodobieństwo uniknięcia zderzenia analizując 358 możliwych opcji.

Czasami sama zachodzę w głowę, jakim cudem my się ze sobą dogadujemy. Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest wyobrażenie sobie nas jak układu współrzędnych. Jedno z nas jest x, drugie y. W prawdzie ogarniamy zupełnie inne obszary wykresu, ja patrzę horyzontalnie, on wertykalnie, ale jeden bez drugiego widziałby tylko jeden wymiar. No i tworzymy całość. Niesamowicie eklektyczną, ale w kosmiczny sposób harmonijną.

My Man

Żaden tam Superman, Batman, Spiderman. Po prostu, My Man. To mój człowiek. W odmęcie absurdów, asapów, fakapów, ryku dzieci i świergotania sikorek i 1001 innych wydarzeń losowych, celowych i nieuniknionych, on jest. Kiedy przypominam zgniłego kartofla na kanapie i kiedy wyglądam jak milion dolarów. Kiedy jest super fajnie i kiedy jest beznadziejnie. On jest.

Pamiętacie zbijaka, w którego grało się w podstawówce? Kapitanowie drużyn wybierali kolejno członków zespołu. Najlepiej było mieć pierwszeństwo, żeby zaklepać najlepszego zawodnika. Mi się pofarciło. Pan Od Wuefu pozwolił mi wybrać jako pierwszej. I tak gramy w jednej drużynie już od 7 lat! [Przy okazji serdecznie pozdrawiam Pana Od Wuefu!]

 

16 myśli na temat “Dlaczego uwielbiam mojego męża?

  1. Mnie na WuEfie wybierali do drużyny na końcu, więc się obraziłem i poszedłem w sporty indywidualne. A jedyna drużyna w której się dobrze czuję to ta którą tworzymy razem. I za to bardzo Ci dziękuję.

  2. Bardzo ważne jest mieć przy boku takie wparcie, w postaci partnera. Może ja też powinnam napisać taką 😉 Odę do mojego. Jak twój zareagował na ten wpis?

    1. Napisz! Niech ma Dzień Dziecka w grudniu! 🙂 Mój ma syndrom wrodzonej nieśmiałości- zaczerwienił się i napisał komentarz na blogu 😉

Dodaj komentarz